Morsowanie
Ta wydawałoby się szalona pasja wielu ludzi, budzi wiele różnych niejasności, kontrowersji, ale również zachwytu u tych, którzy sami chcieliby kiedyś spróbować tej ekstremalnej kąpieli. Dlaczego ekstremalnej? A dlatego, że nie wielu jest w stanie to robić ze względu na swoje uwarunkowania fizjologiczne. Współcześni ludzie robią wszystko, aby się ogrzać, chronić przed zimnem i nagle mieliby wskoczyć do lodowatej wody, bo ktoś ich do tego namówił? Jeśli jesteś zdrowy i szybko wyjdziesz z wody, żeby się ogrzać skończy się to, co najwyżej przeziębieniem. Jeśli masz jakieś przewlekłe choroby, przede wszystkim serca lub nerek możesz marnie skończyć. Człowiek poprzez cywilizację i zwykłe wygodnictwo oddalił się od natury na tyle, że fizycznie nie jest w stanie zmierzyć się z jej siłą. Bardziej wytrzymali są ludzie pracujący ciężko na zewnątrz w każdych warunkach. Mam tu na myśli głównie budowlańców. Widziałeś kiedyś pana Ryśka, tego z pomarszczoną, czerwoną twarzą i zniszczonymi dłońmi, żeby brał chorobowe? No właśnie. Znam to z autopsji. Wszelkiej maści tak zwani robotnicy fizyczni to prawdziwi twardziele. Wyobrażasz sobie pana z biura, który miałby pracować 10 godzin gdzieś na budowie? Ja nie. Facet od razu przeziębiłby się umarłby na katar. Ale wróćmy do morsowania.
Mimo wszystko morsować mogą wszyscy bez względu na prowadzony styl życia i ludzie w każdym wieku. Muszą być, tylko zdrowi. Korzyści są z tego niesamowite. Ogólnie hartuje się organizm, poprawia krążenie, wzmacnia układ odpornościowy, przyśpiesza regenerację, czy zwyczajnie poprawia samopoczucie. Czy to nie bajki? Nie. Sam zanim zacząłem morsować kilka lat temu, ciągle się przeziębiałem, miałem zimne stopy i dłonie i bardzo nie tolerowałem zimna. Teraz przeziębiam się może raz do roku i po trzech dniach jestem już zdrowy. A łapię coś, tylko gdy jestem osłabiony ciężką i długą pracą z natłokiem stresogennych sytuacji i kiedy w tym samym czasie mam kontakt z wiecznie przeziębionymi zombiakami.
Jak zacząć przygodę z morsowaniem? Na internecie można znaleźć wiele różnych porad w tym temacie, jednak nikt nie wytłumaczył tego po ludzku i z rozsądkiem. Zazwyczaj napisane jest tam coś o rozgrzewce, jakichś biegach i gorących napojach. Do tego jeszcze wrócimy, ale wciąż nie wiemy jak to naprawdę zacząć? Już tłumaczę. Przede wszystkim należy zacząć latem, kiedy jest ciepło a temperatura wody znośna! Niech to będzie zasada numer 1. Mamy zatem wakacje i pływamy sobie w lokalnym zbiorniku wodnym. Niech to będzie jezioro. Ważne jest, żeby pływać regularnie, przynajmniej raz w tygodniu. Mija czerwiec, lipiec, sierpień. Zaczyna się wrzesień, a woda staje się być chłodniejsza, jak całe otoczenie. My kontynuujemy ten proces. W każdą sobotę jedziemy pływać. W domu natomiast po normalnym ciepłym prysznicu warto jest na koniec schlapać się zimną wodą, ale tylko tors i plecy. Głowa musi być zawsze ciepła! Niech to będzie zasada numer 2. Pływa w niej mózg, który odpowiada za wszystkie procesy zachodzące w naszym organiźmie podczas zimnej kąpieli. Głowa niech będzie ciepła, a kąpiąc się na zewnątrz najlepiej jeszcze sucha. Organizm broni się przed zimnem, który wywołuje chwilowy szok termiczny, ale jeśli uspokoimy się, wmówimy sobie, że nie jest tak źle, a nawet przyjemnie to samo wszystko dojdzie do siebie. To się nazywa termoregulacja. Podnosimy poprzeczkę. Mamy październik, zaraz po nim listopad. My cały czas jeździmy nad nasze ulubione jezioro, choć woda wydaje się być już bardzo zimna. My jednak nie powinniśmy już odczuwać tego tak tragicznie. W końcu powoli przez ostatnie miesiące przyzwyczajaliśmy się do tego. I jeszcze dokładaliśmy sobie każdego dnia pod prysznicem.
Ktoś, kto chciałby teraz zacząć morsowanie w te chłodne miesiące, czułby ból w kościach i w mięśniach. Drętwiałby i cały się telepał. Nam to już nie grozi. Mamy listopad i zaraz grudzień. Jest już naprawdę zimno. Wtedy możemy sobie pomóc zakładając neopranowe rękawiczki i skarpety, a nawet czapkę na głowę. I tak nie zamierzamy nurkować i poza tym staramy się mieć głowę suchą. Będzie nam jeszcze potrzebna. Zaawansowani wieloletni morsowie nie muszą już specjalnie przejmować się pomocnymi akcesoriami. Mamy wreszcie zimę. Grudzień, styczeń, luty to miesiące można stwierdzić ekstremalnie zimne dla kogoś, kto wpadłby nagle do wody. Hipotermia i po 3 minutach zawał serca. Nam to jednak nie grozi. Kontynuujemy nasze pływanie. Nie wiem, dlaczego w Polsce przyjęło się, że należy biegać, ćwiczyć przed wejściem do wody. Ja tego nie stosuję. Po wielominutowej rozgrzewce spocony człowiek może się zwyczajnie przeziębić. Ja po prostu w samych slipach trochę poruszam się, żeby zmusić ciało do zaakceptowania otaczającej mnie temperatury powietrza i powoli wchodzę do wody. Stopniowo, a nie jak niektórzy coś tam opowiadają, żeby od razu skakać na banię. Good luck! Wchodzę po szyję i zaczynam normalnie pływać. I to jest moja rozgrzewka. Skóra zaczyna wręcz piec, a kończyny lekko drętwieć. To jednak przemija z chwilą, kiedy pływanie staje się bardziej intensywne, a serce pracuje na maksymalnych obrotach, żeby dostarczyć wszędzie krwi i wyregulować temperaturę ciała. Stojąc w miejscu jak robią to powszechnie w Polsce z uniesionymi rękami, nie mam zielonego pojęcia w czym ma pomóc i nie chcę wiedzieć. W Irlandii, gdzie zacząłem morsować pływa się tak samo jak latem. Wyzwalamy wtedy więcej adrenaliny i tym samym wszystkie organy pracują na pełnych obrotach, aby dostosować się do panujących warunków. A więc czapka, rękawiczki, skarpety. Wchodzimy powoli, pływamy te 3-6min dla nowicjusza i wychodzimy. Od razu się wycieramy i pijemy gorący napój. To wszystko. Zaraz będzie wiosna i lato, a wtedy nie będziesz mógł doczekać się zimy;)